środa, 10 września 2014

Deus Ex: The Fall - czyli urżnięty syntetyk (znów) ratuje świat

     W sumie to nie żałuje tych 5h włożonych w tą grę. Było zabawnie.


     W sumie ukończyłem ją przez ten czas na każdy możliwy sposób, odblokowując achievementy.
Ale nie w tym rzecz, moi mili.
Chyba każdy pamięta tą postać:

     JC Denton, bohater pierwszej części cyklu. Cyklu, który równie dobrze mógłby zakończyć się już na części pierwszej, bo po słabym Invisible War niewielu już miało nadzieję, że powstanie dobry DeusEx.
Square Enix co prawda wydał potem grę wybitną, bo Human Revolution to ARCYDZIEŁO, ale przenosząc The Fall z tabletów na PC dokonał spektakularnego harakiri przed gronem fanów.
Dodam, że to konwersja 1:1.


     To nie jest screen z budżetowej gry z Greenlighta. To właśnie The Fall. W sumie jedna z najzabawniejszych gier w którą ostatnimi czasy grałem.

1) Walczysz z terrorystami sado-maso:


2) Niewidzialnymi terrorystami:


3) Albo bijesz się z powietrzem, a koleś za Tobą lewituje i wygina się i robi mostek rodem z Egzorcysty:


coś w tym stylu:


     Lecz to nie jest najlepsze. 
Żeby przeżyć, musisz być ciągle... zawiany. Wino jest tutaj substytutem healthpacków i bez nich ani rusz. Generalnie jeden postrzał z shotguna na klatę i witamy na zielonej trawce, a właściwie w menu loadingu.
Jest nawet achievement za... wypicie winiacza wyciągniętego ze śmietnika. Serio.

Jak widać, koneserów taniego wina na Steam jest około 6%.

     Generalnie nie dotykałbym tej gry na PC gdybym nie miał ochoty zaaplikować sobie mały strzał wrażeń w cyberpunkowym klimacie. (którego tu zabrakło, a szkoda, bo rokowało!)
Sam grę polecam, jeśli chcesz się pośmiać z bugów i grafiki rodem z wczesnego PlayStation 2.
Jeśli jednak cenisz swój czas, lepiej odpal oryginał. W końcu jak mawiają.... ;)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz